
Borko to zaczynajmy tym pierwszym wpisem w roku 2008.
Niech się zacznie.
Postanowień noworocznych nie robię, więc pisać podobnych bzdur nie będę. Może poza tą jedną: ha ha zapuszczam włosy;) Byłby to cud niebywały dla wszystkich, którzy mnie znają, ale, ale, ale... to jedyne postanowienie noworoczne, które jestem w stanie poważnie traktować.
Zamiast o postanowieniach lepiej napisać o tym "z czym się ten nowy rok zaczyna". Z całą pewnością nie z takim beztroskim optymizmem jak ubiegły.
Myślę sobie, że czas i doświadczenia skrajne uczą nas dystansu lekkim pejczem wymierzając razy;) Ale w sumie wszak już od starożytności wiadomo, że umrzeć mądrze, to umrzeć staro;) Nie ma bata na to, żeby czuć, znać, rozumieć w wieku lat 20 tak jak to przychodzi w wieku 30.
Nie wiem na czym to polega - oczywiście butnie mogę stwierdzić, że mając lat 20. i tak miałam już za sobą więcej książek i doświadczeń niż nie jeden trzydziestoparolatek w tej przestrzeni geograficznej, ale moim zdaniem jeśli chodzi o tzw. doświadczenie życia i czasu byłam bezgranicznym głupkiem. I dobrze. Gdyby nie to, ileż pięknych, wzruszających i naiwnych chwil bym nie przeżyła.
Bo czasem tak się składa właśnie, że to dzięki nierozwadze i głupocie przeżywamy coś naprawdę cudownego, co wspominamy potem całymi latami :)
Mniejsza z tym.
Wróćmy do walizki, z którą zaczyna się nowy rok.
Na razie oczywiście jest dość pustawa. Potem narośnie w niej tyle, że znów na koniec roku trzeba będzie szybko biec na śmietnik, żeby pozbyć się tych złych odpadków, których nie chcemy zabierać w "nową przyszłość".
Ja też tak ostatniego dnia 2007 roku zresztą uczyniłam. Po prostu wyrzuciłam trochę rzeczy i trochę spraw.
I to jest taki dobry, fajny zabieg terapeutyczny - który Wam wszystkim polecam.
A teraz, a teraz to zaczynam rok z płytami norweskiego Satyricon, a szczególnie z "Now, Diabolical" (płyta z 2006, ale w moich zasobach prywatnych w końcu teraz;) i tak po cichu marzę sobie, żeby może przyjechali do Polszy w tym roku na koncert. "Now, Diabolical" - to jedna z lepszych płyt jakie słyszałam.
Raz, że to kawał dobrego black metalowego rock and rolla ;), dobre kompozycje i to "coś" co decyduje o tym, że wiemy iż mamy do czynienia ze sztuką, a nie ze szmirą, powielaniem czy też wyścigowym napierdalaniem albo po prostu doskonałą kopią 'tego wszystkiego co gdzieś już kiedyś słyszeliśmy'. I dlatego warto po Satyricon sięgnąć - bo kawał przyzwoitej muzy.
Inna sprawa, z Satyriconem to mi się teraz będzie kojarzyło przyznanie się kolegi Dantego to tego, że nie rozróżnia black od death metalu.
Ha ha ha, ja wiem, że to raczej normalna postawa u niezainteresowanych (czyli większości pewnie), ale mnie to bardzo rozbawiło i to w taki fajny sposób. Bo to tak jakby nie rozróżnić lasagne od spaghetti :))))))). Że tak sobie na kulinarny żart pozwolę;).
A oprócz "Now, Diabolical" to wniosłam sobie jeszcze w nowy rok wizytę na "Obcy vs. Predator", którą zaliczyliśmy z Redaktorem. I co tu dużo mówić - było EXTRA. W tej części nie oszczędzono nawet dzieci ani kobiet w ciąży i innych pozytywnych męskich bohaterów. Zresztą na recenzję zapraszam na blog Redaktora "Horrorowisko".
No dobrze. To poza pracą na razie tyle w mojej walizce. Nie wiem jak w waszych walizkach sprawy się układają.
I jeszcze mam przesłanie od siebie na ten rok (na razie wirtualne) -
jeśli mnie kochasz, to nie okłamuj mnie.
;)
ps. Monique namawiała mnie, żebym wrzuciła zdjęcie pt. "oto jak spędzałam Sylwestra", ale chrzanić to - lepiej nie pokazywać ludziom tak brutalnie straszliwych obrazów ;). Dlatego w załączniku fota z Monique - z napojem, który mamy zamiar w tym roku spożywać w ilościach proporcjonalnie większych niż czerwone wino - ściemniam trochę jak zwykle;)