poniedziałek, 26 stycznia 2009

Brazylijski serial już nie cieszy...


Borko chora, reszta spraw jakaś taka mydlana. Po piku lepszej energii binarny biegun defetystycznych zachowań. Kryzys ma to do siebie, że atakuje gospodarkę i zbiorową podświadomość. Zawsze byłam przekonana o związku ekonomii z psychologią, stąd teraz jak sobie wszystko to obserwuję, dochodzę do wniosku: niewątpliwie mamona i emocje idą ze sobą zawsze w parze i rżną się w nieustanej orgii wzajemnych bluźnierstw:-)
Weekend przeleciał - dobrze, że w ogóle się zdarzył. Poszłyśmy z Sylw na "Milka" i zamiast otrzymać song w stylu Dead Kennedys od Mieście Świętego Franciszka z czasów rozwijki amerykańskiego punk rocka, dostałyśmy średnio w sumie porywającą mitologię ruchu na rzecz praw gejów. Chciała kiełbasy - dostałam kiełbasy, że zacytuję jednego z klasyków :-). Niby w tym filmie wszystko ok i wiadomo co, ale jakieś rozczarowanie. Same stetryczałe dziadostwo przyszło na premierę we Wro, nawet nic ekstrawaganckiego się nie objawiło. Na następną "mitologizującą" ekranizację biografii odszczepieńców pójdę jak zrobią film od A. Crowley'u - może mnie zaskoczy - bo to co ostatnio się dzieje, to już jest tak do znudzenia ograne, że dość przemówień i "maszerowania na ekranie" - na ekranie maszerują, a w realu żrą pop corn, wnioskuję, że wizja filmowa ma dostarczyć nam wyładowań emocji, aby w życiu zwykłym nie przyszło do głowy "nigdzie maszerować":-) Nieważne.
Po filmie poszłyśmy na amerykańskie żarcie, wygłaszając złote myśli o tym, że w życiu trzeba być sprawiedliwym wlałam sobie bezczelnie resztkę wina do własnego kieliszka nie bacząc się na biesiadującą ze mną Sylw... to chyba tyle na temat mojego poczucia sprawiedliwości, zawsze wiedziałam, że jestem kabotynem jeśli chodzi o prawa demokracji :-)))) Dla dodania ścisłości, to odbiłyśmy to potem w Mleku w większym gronie, ale to już jest "brazylijskie serial", a nie politycznie zorientowane współczesne kino - więc nie będę o tym pisać :-)
I tak to o, Blond Marta wróciła z Australii, nadal jest nie-szczęśliwa... a ja sobie myślę, że normalnie chciałabym przespać te wszystkie "tragedyje" i tyle. W snach jestem sobie królową Trapezuntu - i mnie się podoba:-)
A potem to się zobaczy.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Pat, proszę Cię, chyba mam oznaki grypy a Ty mię jeszcze osłabiasz. Przecież wiadomo było, że "Milk" nie będzie odlotem tylko stateczną agitką. Dzisiejsi "straszni mieszczanie" mają na ścianach swoich domów swoje zdjęcia z Woodstock albo z koncertów punkowych. Oni nie chcą odlotu, rewolucji tylko pragną "grzecznie" konsumować owoce swojego dobrobytu. Bardzo trafnie zauważyłaś, że takie filmy są po to by w życiu ludzie "nie maszerowali". Na film o Crowleyu idź pod warunkiem, że zrobi go ktoś spoza Hollywood. Spokojnie można sobie wyobrazić, że biografię tego maga zrobi Hollywood w swoim stylu.

Antykwariat Pat pisze...

Mon Cheri Dante, niestety ale filmu o Crowleyu już chyba nie doczekam. Wszystkie znaki na ziemi, nieboskłonie i w innych magicznych zwierciadłach i kulach na to wskazują.

Powered By Blogger