niedziela, 10 stycznia 2010
Fairouz czyli kawa i papierosy
Fairouz, a czasem Fairuz - usłyszałam lata temu, za siedmioma górami i jeszcze większą ilością lasów. Ta pochodząca z Libanu diva przyjechała do mnie z Kairu w formie kolekcji płyt. Obłędne połączenie wschodniej linii melodycznej z melancholijną, nieśpieszną sekcją rytmiczną, lekko swingującą. Prawdziwe delicje. No i ten głos! Fairuz to bezwzględnie gwiazda - nawet po długiej przerwie - przewaliłam się po YouTube i z zachwytem pooglądałam to i owo. Poza tym piękna istota - bez gadania.
Fairuz zawsze śpiewa o miłości, ilość odmienianej formy ukochany/ukochana jest w jej numerach niezliczona do tego stopnia, że trzeba lubić słodką kawę południa zagryzaną tamtejszymi smakołykami, aby strawić to bezboleśnie :-)
Tu Fairuz na ścianie londyńskiej galerii:
U Fairuz wszystko co spiętrzone, skomplikowane i rozdarte, tym mocniej wyeksponowane i godne uwagi. Oczywiście to ładnie brzmi w narracji. Życie podąża w kierunku uproszczeń i sprawdzonych modeli.
Genialny i wzruszający: Habaitak belsaif
Ps. szukając dla Agi cytatu na zbliżającą się 40. trafiłam na Schopenhauera: Pierwsze czterdzieści lat dostarcza nam tekstu, reszta jest komentarzem.
Najpierw bardzo się ucieszyłam, że taki trafny i ironiczny. Potem naszła mnie refleksja, że mnie już niecała piątka została na pracę nad tym tekstem. Następnie, w ramach obaw, zastanowiłam się jaki to cytat w ramach odwetu Agnieszka mi zapoda i przestałam być pewna już tego Arthura. Na koniec przyszło mi do głowy, że niektórzy całe życie spędzają na komentarzach, kompletnie nie widząc przed sobą treści :-)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz