piątek, 6 czerwca 2008

...a jednak jest o czym pisać


Borko, właśnie to jest najlepsze w życiu: już, już myślimy, że wszystko jasne, wszystko wiemy, przewidujemy, zanudzamy, a tu trach i podbicie bębenka skacze do góry. To jest właśnie zaskoczenie i niespodzianka życia ha ha ha.
Tako mi się też zdarzyło. Choć - jak to mi wypomina Mała Blogerka: zarosnę pajęczyną we własnej kuchni (przyganiał kocioł garnkowi - tak na marginesie) - to właśnie nie trzeba nawet ruszać dupy w świat, żeby się podziwić i pozastanawiać.
Otóż teraz (oprócz afery agent Bolek cdn... którą chyba jednak nie chce się zajmować) wszyscy emocjonują się dwoma sprawami:
- cenami bajury (benzyny)
- EURO 2008.
I ja też właśnie choć nie mam prawa jazdy, ani w piłkę nie gram osobiście, ekscytuję się tym wszystkim również. Z racji tego, że jeżdżę sporo w aucie jako pasażerka :) - to cena bajury wnerwia mnie mówiąc brutalnie lekko niecenzuralnie chciałoby się nawet napisać. Dość powiedzieć, mała jabłonkowa firemka przejada na benzynę straszne pieniążki, a nasz kochany "skarbek państwa" nie pozwala z tego powodu odpisywać vatu. Jassne. Argumentacja była taka: oto ludzik co ma firmę, jeździł sobie bezczelnie w celach prywatnych, a co więcej woził, normalnie woził kochanki i chciał sobie to odpisywać od podatku vatowego. Hmmmm. Myślę sobie obserwując naszą firmę, że nawet jeśli odpisywałybyśmy sobie bajurę przejeżdżoną w celach prywatnych to i tak byłoby to niewiele w stosunku do tego co trzeba przejechać w celach służbowo/handlowych. A wracając do sprawy "wożonych kochanek" - drodzy, kochanki się nie wozi tylko dowozi do miejsca konsumpcji i jakoś nie sądzę, żeby Ci co wozili to chcieli daleko wozić aby osiągnąć cel konsumpcyjny ha ha ha.
Tyle o bajurze o vacie, a teraz czas na lepsze kawałki, czyli rzecz o piłce nożnej :)
No i ja właśnie z niecierpliwością czekam sobie na rozpoczęcie mistrzostw Europy z wielkim sentymentem wspominając jak cztery lata temu oglądałam sobie meczyki z redaktor Sylv nad zimnym polskim morzem, a tam w Portugalii słońce tak grzało bardzo:) i obie zastanawiałyśmy się nad niesprawiedliwością losu, że my tu, a oni tam. Tak to jest.
Teraz też się cieszę na Euro, choć trzeźwym okiem spoglądając na sytuację: nie nastawiam się na rewelacyjne osiągnięcia. Ale może to i lepiej, bo jak wyjdzie coś fajnego, to człowiek zaskoczy się pozytywnie i sto razy fajniej poczuje.
Wracając do nostalgii... z turniejami piłkarskimi jestem emocjonalnie związana od dzieciństwa. Ze łzą w oku wspominam zawsze wspaniałą sportową atmosferę oglądania transmisji meczów: browar, fajki, głośne przekleństwa i rozrzucone orzeszki ziemne po całej podłodze :) Normalnie to se ne-wrati, dlatego do tej pory oglądanie meczów bez darcia mordy i przekleństw jest jak niedzielny obiad bez schabowego :). Jedyne co mnie wnerwia to zbyt nachalna machina marketingowa związana z piłką i dojebka fanów w mediach i internecie. Czasem to mam wrażenie, że robią i piszą to ci, co marzą o zabawie w stylu ustawka kiboli ale strach przed realnym oberwaniem i prawem sprawia, że zamieniają się w hieny piszące anonimy albo pseudo artykuły. Jak dla mnie to jeden poziom - ustawki i wyzywanie się na forach.
Wracając do reklam - ciągle (skoro już są) wkurza mnie, że nie dość uwzględniają przy okazji takich wydarzeń jak mecze zainteresowania kobiet piłką nożną. Oczywista, są jeszcze jakieś niedobitki w grupie płci żeńskiej, którym spalony kojarzy się z kotletem na patelni, ale to na mam nadzieję już mniejszość ;) - oczywiście złośliwię sobie trochę celowo.
Tak czy siak, jak mawiał pan ciemności (czyli mój brat): "nigdy nie umawiaj się z chłopakami co nie znają się na piłce i muzyce". Tak, to prawda - zawsze staram się być wierna tej nauce, bo w innym przypadku muszę rżnąć głupa, ale też gwoli sprawiedliwości dodam, że zdarzali się też tacy co znali się i na muzyce i na piłce, a i tak nadawali sie tylko do rżnięcia głupa :)))) Ale to wyjątki potwierdzające regułę.

ps. fota nie z Niemiec, ale z Camp Nou:)

Brak komentarzy:

Powered By Blogger