Borko, w związku z tym, że za parę godzin będę wspinać się z rowerem po stromych schodach prowadzących do Twej lisiej norki, nie mam nic do przekazania tutaj, czego nie mogłabym opowiedzieć za chwilę w realu. Więc będzie temat najzupełniej Ciebie nie interesujący.
Nie, no fantastycznie obudzić się z pretensjami do świata - correct - ludzi. Świat, to akuratnie w niczym nie zawinił. Pandemonium mizantropolis rozpętało się podczas porannego picia kawy. Najpierw rozmowa nadmorska z Najlepszym z Braci, który po krótkich oględzinach i opiniach związanych z patałachami i chwastami przyjeżdżającymi nad Bałtyk w celach zakłócenia jego odpoczynku, co przejawia się chlaniem piwa całą noc, jedzeniem smażonej na starym oleju ryby (śmierdzi - bo Najznamienitszy Degustator używa tylko jednej dostępnej na polskim rynku oliwy, która jego zdaniem nie jest chrzczona), łażeniem w powyciąganych gaciach po plaży oraz ogólnym krzykiem, dziadostwem, kiepską estetycznie muzyką puszczaną z radioodbiorników w autach (pewnie hitem letnim jest numer Będę brał cię w aucie:-), zakończył pierwszą część wywodu takim wnioskiem: wiesz, dochodzę do wniosku, o czym już ci mówiłem, że mężczyźni w pewnym wieku absolutnie nie powinni chodzić w spodniach powyżej kolan oraz wyciętych pod ręką koszulkach. Jest to po prostu nieestetyczne i uważam, że umniejsza godność. To takie fircykowate. Finito. Może należy rozważyć wprowadzenie męskiej wersji czadoru i burki? A pozytywy: ano są, krajobraz w Rowach jak zwykle przepiękny, a Starodawnix (życiowa towarzyszka niedoli Darsego) ślicznie się opaliła na kolor bursztynowy, no i Mała Księżniczka powdycha w tym roku sporo jodu. Łoł. Dobrze, że źli ludzie słońca nie zabierają i na jodzie nie oszukują ;-)
Tak czy inaczej, nie było rady. Zło świata ludzkiego przybiegło do mnie światłowodem szybko i oplotło moje myśli skutecznie. W związku z tym, że jutro rozpoczyna się tydzień roboczy, musiałam zapoznać się nieco z prasą drukowaną, w której o branży netowej i blogerskiej sporo się urodziło.
Niczego nowego z mediów nie dowiedziałam się - z tego rodzaju mediów - zresztą, tak jakby kiedykolwiek byłoby inaczej. Zniesmaczył mnie "Przekrój" stylistyką i formą języka jaka rozszalała się na jego łamach. Nie chce mi się nawet tego analizować. Dość, porównam to do analogii z pradawnych czasów subkulturowych. Najbardziej pogardzanym gatunkiem byli tzw. sezonowcy, albo ci co przytakiwali każdemu kto reprezentował wolę mocy. Nigdy nie rozumieli dlaczego każda ze stron konfliktu chce ich bić po ryju. Przecież przytakiwali i mówili dokładnie to co trzeba było mówić. Przecież mieli najlepsze fatałaszki w teamie i "najmodniejsze" nazwy kapel na kurteczkach i wiedzieli, że nad kuflem piwa trzeba bluzgać. No właśnie :-). Potem zagłębiłam się w "Dziennik", którego redakcja chce się poczuć protekcjonalnie lepsza wytłuszczając opinie Andrzeja Nowaka o małości współczesnych mediów obsługujących lenistwo i niecierpliwość, a następnie radośnie każe tłumaczyć się Michałowi Kamińskiemu z przygody z kop w NOP, a wspominając Stachurę (nie lubiłam nigdy) porównuje jego postać do gwiazd pop (inaczej czytelnik zapewne nie zainteresuje się). Nawet Leszkowi Kołakowskiemu "dostało się". W tytule artykułu na jego temat, gazeta zapewnia, że na wykłady Kołakowskiego chodziły nawet modelki. Buha haha haha. Rzeczywiście, wielka to zasługa edukacyjna. Złością wieję - wiem. Ale kuwa jeszcze przede mną lektura "Wprost" i cholera muszę się jakoś nastroić dobrze :-)
Po prawdzie, kwaśno jeszcze myślę o jednym koledze, który jak tylko jest źle i świat kąsa po łydkach to boleje jak Werter nad panoramą życia, a kiedy hej wiatr lekko słodki muśnie po żaglu, to tyle go widzieli i słyszeli. Ale zdaje się to wszędzie taki "królik z kapelusza" jest, bo i Mała Blogerka też mnie opowiadała o takich przypadkach. Więc chyba rację ma matka Tobs, kiedy mówi: trudna to ty jesteś, ale głupia to na pewno nie. Ano.
Nic to, wiem że tak nie powinnam:-), ale po to mam poduszkę z blogiem aby zawsze się w nią wypłakać :-). Poza tym nikt z nas nie jest doskonały o czym świadczy fota kluseczkowatej Pat z podobizną subtelnej Bibi Anderson. Też chciałam pogrzać się w słoneczku doskonalszej estetyki niż własna:-)
FOT. Mo:-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz