Borko, zapewne "czasy" nie mają nic z tym wspólnego, ani tam inne pan-demagogiczne biadolenie nie wchodzi w rachubę, oraz tym bardziej ewentualna śmierć kultury. Jednak :-), jednak nieprzyjemnie mnie się zdaje, że nadszedł ten manierystyczny moment kiedy nawet piękno sili się na wulgarność, a cnota aspiruje do bycia dziwką. Cóż, rwać włosów z głowy nie ma co. Wszystko minie. Manieryzm w malarstwie zazwyczaj zapowiada nadejście czegoś nowego, zmiany, powolnej, ale nieuniknionej. Zastany fałd spiętrzy się wysoko, aby następnie łagodnie opaść i rozłożyć się gładką nieskazitelną przestrzenią, aż do następnego - "hyc". Nevermind(e).
Hycając dzisiaj uchem po płytach The Hilliard Ensamble - naszły mnie takie refleksje, a to, że David James ma głos niebywały (i tu zdecydowanie nie ma co w "naszych czasach" narzekać na wybór świetnych wokalistów:-), a przy okazji znalazłam ciekawą stronę z tropami kontratenorycznymi. By the way - znajomy śpiewak mawiał mnie kiedyś, że przy słowie tenor można spokojnie postawić synonim - idiota:-), ale myślę sobie, skoro jest -kontra to nie może być tak źle:-). Zostawmy dzisiaj muzykę The Hilliard Ensamble, kto słuchał to wie w czym rzecz. Nazwa tego "klasycznego teamu" powstała z inspiracji Nicholasem Hilliardem, "sztukmistrzem" od miniatur z czasów elżbietańskich. Miniatury to szalenie ciekawy nurt w sztuce - zarówno w muzyce jak i malarstwie, zresztą w każdej Jej dziedzinie:-). Rzecz w tym, aby w jak najmniejszym zmieścić jak najwięcej. Tyle, że to najwięcej nie pięknieje od samego "najwięcej", ale od precyzji i pomysłu. Mogłabym rzec - perfekcyjna sztuka kreacji - to właśnie miniatura.
Hilliard "preparował" swoje miniatury na najwyższym poziomie i nic dziwnego, że należał do ulubieńców angielskiego dworu. Po privie lubię jego miniaturę (na głównym zdjęciu) przedstawiającą Elżbietę I z lutnią. Bo pomysł jest wspaniały (choć tak, a i owszem nie-nowatorski bo przedstawiciele dynastii Tudorów lubowali się w portretach z instrumentami muzycznymi), układ palców królowej na gryfie i naturalne, płynne - uderzenie w struny, można powiedzieć: oto dźwięk zamknął się poza czasem i zadrwił z nigo. Spróbujcie odtworzyć ten akord - wyjdzie nawet na zwykłym pudle! Królowa lutnistka/gitarzystka z całym backgroundem Elżbiety, jak się nad tym zastanowić wszystkim: cóż teraz jest szokującego w naszej wyszczekanej masowości?
Nevermind(e) - również. Najfajniejszą miniaturą Nicholasa jest jednak ten oto portret:
Uwielbiam to przedstawienie! zapewne koncept miał dość proste przesłanie i cel, ale rzecz w tym, że wielkość sztuki polega na tym aby oderwać dzieło od koncepcji zamiarów i pozwolić aby żyło własnym życiem. I tak dzieje się z tą miniaturą. Postać ukazano w dość swobodnej pozie, z rozpiętą koszulą, mężczyzna podtrzymuje lewą dłonią medalion, który zbliża do serca, charakterystyczny gest palca wskazującego sugeruje sekret i obietnicę. Z tyłu, zamiast neutralnego tła, albo przedstawienia wnętrz, artysta stworzył "tapetę" z płomieni. Plan za postacią - płonie. Dość niebanalne, gdyby przyjrzeć się - bardziej to przypomina pomysły impresjonistów niż XVI-wieczną estetykę. Wspaniały i niepokojący! A przy tym cała "tajemnica" kryje się na cholernie małej przestrzeni, tak małej, że większość nie jest w stanie jej zauważyć, a co za tym idzie ogarnąć.
ps. Śniło mnie się dzisiaj, że straciłam po części wzrok i wszystko widziałam w czerwonej poświacie, która do tego jeszcze błyszczała. Kuwa, ja mam nadzieję drogi Qubo, że Ty jednak umiesz ten samochód prowadzić i wrócimy cali z tego gotyckiego spędu, bo kto semestr skończy?:-) To tak na marginesie - gdybym nie wróciła.
2 komentarze:
Śpieszę donieść, że potrafię jednak auto prowadzić, wróciliśmy cali i zdrowi, a koncert był przedni ;) Czekam na relację!
:-)
Będzie jutro rano do porannej kawy, bo dzisiaj muszę się skupić na relacji autor-rozmówca w przedmiocie reportażu.
ps. i wyślij do cholery foty bez tego nie będzie wpisu:-)
Prześlij komentarz