poniedziałek, 18 maja 2009

Łodzią po dziurawym asfalcie


Borko, w życiu jak to w życiu myślę sobie spoglądnąwszy właśnie za okno. Rankiem słońce, teraz zaciągnęło od paru godzin i coś pada. Jednym słowem w zalewie marności i dekadencji tylko od czasu do czasu bywa tak, że jest fajnie:-)
Tak więc ostatnie nasze wędrówki zawiały nas do miasta Łódź. Ja tam - nie ukrywam wcale - pierwszy raz "Ziemię Obiecaną" obaczyłam. I... Kuwa, mogłam poprzestać na filmie Wajdy - jeśli chodzi o obrazowanie. Oprócz tego, że noc z piątku na sobotę spędziłyśmy w dość sympatycznym hotelu położonym w parku, a wjechałyśmy drogą, gdzie wcześniej przygodnie zaczepiony człowiek pokierował nas tak: "pojedziecie do Prawdy, prosto, a dalej..." - a dalej tradycyjnie nie posłuchałyśmy tylko pojechałyśmy jak nam się zdało najlepiej (i dobrze:-). Bo jak to się mówi, cóż mnie po prawdzie skoro wiem "jak wygląda" i myślcie co chcecie, ale nic to ciekawego nie jest, ta cała prawda:-). Ostatnio w ubiegłym tygodniu to ja doświadczyłam na własnej skórce zaprawdę prawdy i jakoś szczególnie z tego powodu szczęśliwa nie byłam, no może oprócz konstatacji, że szczęście to ja mam, ale do jełopów:-) A wracając do Łodzi, miasta co ma łódeczkę w herbie, a rzeki nie ma, miejscowości w której nie ma Rynku ani Centrum.... Ano mnie się nie polubiło z panią Łódź. Choć raz mnie jeden drogi kolega klarował, co tam w tej Łodzi to Centrum Dowodzenia Światem jest.
Może nie ten czas, nie ten klimat. Telepanie się autkiem po wybrakowanych ulicach, rozwalonych torach, oglądanie przygnębiających industrialnych pustostanów, kiwających się postaci w bramach... to może i jest ciekawe, ale nie tym razem, nie tym razem. Do tego organizacja miasta - jak dla mnie architektonicznie obca. Może dlatego, że ja jednak burżuazji industrialnej jakoś nigdy szczególnie nie kochałam, a już cmentarzyska po tej erze znieść nie mogę. Przyrównałam sobie po powrocie ostatnią kampanię wizerunkową miasta pod hasłem "Młodzi w Łodzi" z tym co mnie się osadziło i jakoś wyszło: "Głodzi w Łodzi". Ale jak to pewnie powiedziała mi Ags, po wysłuchaniu relacji: za parę lat tam będzie pięknie... no, ale my tego nie do żyjemy... :-)

Ps. a fota z cyklu: "Starzy w Łodzi";-)

6 komentarzy:

mart pisze...

a juz tam starzy... nie zbym Ci slodzila, ale face masz jak pupka bobaska :)

Antykwariat Pat pisze...

słodzisz, słodzisz Mała:-)

bibliofil pisze...

To fakt, że miasto niezbyt nowoczesne, może za wyjątkiem jednej ulicy na p, ale za to jakie przygnębiające a pięknie brzydkie ma odrapane mury kamienic. No i ten zwariowany ruch kołowy :-)
Nawiasem mówiąc pupka niczego sobie;-)

Antykwariat Pat pisze...

Mnie trochę tej Łodzi szkoda, bo nie wiem zupełnie z jakiego powodu chciałam ją polubić, a teraz, to tylko pamiętam olbrzymią egzemę na nodze jednego gościa co siedział na przystanku przy którym stanęłyśmy na światłach - i pewnie też już tak zostanie.

ps. i proszę z tą "pupką" mnie nie przesadzać, to że Mała nadużywa sobie to insza sprawa:-)

Anonimowy pisze...

O Łodzi ... toż to czysty pesymistyczny bełkot, ale co począć, skoro wolisz jak wiekszość widzieć tylko czarne, zaś białego nie dostrzegasz, gdyż wymaga odrobiny wysiłku.

Antykwariat Pat pisze...

Anonimowy@
moim prawem "se bełkotać" - Twoim odczytywać w tym wpisie tylko co sam chcesz słyszeć :-) Rzeczywiście, wymaga wysiłku. Podobnie jak spotkanie się z Łodzią na łamach tego bloga w innym miejscu.

Powered By Blogger