wtorek, 2 grudnia 2008
Bez skazy:-)
Borko, a więc w grupie moich ulubionych seriali zawsze będzie amerykańska seria "Bez skazy". To urocza historyjka o dwóch kumplach lekarzach, którzy założyli sobie własną klinikę chirurgii plastycznej. Zrozumienie sedna zagadnienia dążenia do wiecznej piękności i młodości to zagadka na miarę tej z Eleusis:-) (ba, a jaki serial to był! Miodzio. Choć małą dziewczynką byłam, to "Stowarzyszenie z Eleusis" chyba wystarczająco skaziło mą duszę - jeśli takową posiadam). Więc, właśnie te sprawy walki z biologiczno-genetycznym determinizmem cholernie mnie pociągały. A to wyczyny Pani Orland, a to nowinki z zakresu estetycznych rozwiązań bądź możliwych zmian i interwencji w stały organizm. Pewnie stąd mi zostało upodobanie do de Sade'a, który jak dla mnie nie tyle piewcą bezeceństw jest (to cholernie prostackie i niskie uogólnienie) co właśnie wielkiego bojkotu natury i tabu z niej płynącego. Dobra wróćmy do teamatów pięknych he he.
W życiu każdej dziewczyny przychodzi taki moment, że stwierdza: kurwa, nie mogę się na siebie patrzeć. A to ze względu na twarz świadczącą o przebalowaniu całej poprzedniej nocy, a to z powodu syndromu "z jakim ja palantem byłam...", "nie mam w co się ubrać", "jestem za gruba, a mój tyłek ciągnie się po ziemi jak żabi odwłok", "włosy są do ciula nie podobne", "normalnie postarzałam się!!!".
To ostatnie stwierdzenie w naszej rzeczywistości pojawia się zazwyczaj tuż po 30. urodzinach. Pocieszam Was, że są mocno rozwinięte kultury zachodnie, gdzie do takich wniosków dochodzą np 23 latki, które jak się okazuje zrobią wszystko aby przez kolejne 20 lat utrzymywać, że nieustannie mają ćwierć-wieku:-)
Popaprane to wszystko, ale jak ktoś mi tu powie, że nie martwi się swoim wyglądem NIGDY, to może spalić się ze wstydu na to wierutne kłamstwo. Bo w życiu każdego człowieka jest taki moment, w którym zatrzymujemy się przed lustrem i krytycznym okiem oceniamy całość całokształtu:-)
Hm, sama miałam chłopaka co tracił 15 kwadransów na analizę elementów garderoby przed lustrem. Inny mój bliski - analizował swój styl i opracowywał jednorodną linię estetyczną z zacięciem faszysty:-) Mój najlepszy z braci nie założy na dupę niczego co nie jest związane marką z pokłosiem subkultury z jakiej się wywodzi oraz hobby jakiemu hołduje. Można powiedzieć: kto nosi się byle jak, to i osobowość ma byle jaką. Nawet estetyka skłotersa jest sumą dobrze zmiksowanych elementów ulicznych. Jakoś nie widziałam nigdy na skłotach chłopaków i dziewczyn ubranych w przysłowiowy tani dres z bazaru :-)
Dobra, ustaliliśmy jedno: trzeba się sobie podobać od czasu do czasu. Oczywista bez popadania w klimy z cyklu "zerżnę się sam/sama" - bo to już kurwa patologia może się włączyć, a wiadomo każda patologia prowadzi do upadku.
Jako, że osobiście i z premedytacją doprowadziłam do tego, aby w swojej szafie nie trzymać żadnych kaszalotów (jak to się niegdyś zdarzało) i doprowadziłam ten plan do zadowalającego poziomu, na jaki może pozwolić sobie samokrytyczny osobnik o mentalności pruskiego junkra, postanowiłam wyrównać rachunki z przypadłościami biologicznymi.
Otóż skierowano mnie na coś takiego co zamyka naczynka krwionośne za pomocą lasera, wyrównując tym samym koloryt skóry. Ba, oczywista w oczekiwaniu na te przyjemności, nie zniechęciła mnie kolejka w przychodni dermatologicznej, godziny oczekiwań, piekący ból towarzyszący zabiegowi, opuchlizna na pysku, po której jeszcze dziś wyglądam jak przysłowiowa bohaterka kampanii "Bo zupa była za słona". Po otrzymaniu tony recept na środki, które mają czynić mnie lepszą, lżejszą, subtelniejszą i kurwa prawie chyba świętą (może) pocieszam się tylko, że jeszcze tylko dwa działania i suma moich niedoskonałości spędzających mi sen z powiek zmniejszy się do maleńkich frustracji związanych z wieczornymi sesjami żywieniowymi a to z drogą Sylv, a to z niezastąpioną Borko, co klepie kurczaka na noc tak, że hej ja hej.
Dość, żeby powiedzieć jedno: jak sobie jechałam dziś do Jabłonkowni w ciemnych okularach na pól twarzy zrozumiałam kwestię filozoficzną związaną z świadomością czasu i nie-akceptacji tego "teraz dzieje się teraz i już". Kuwa, prawda jest taka jest czas na pierwszy rumieniec, pierwszą szminkę i puder, a jest czas na pierwszego dermatologa kosmetycznego (podobno to lepsze niż terapia u psychoanalityka).
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz