piątek, 20 lutego 2009
A4 = Route 66?
Borko, pamiętam jak z lat kilkanaście temu, poszła taka dyskusja o tym, dlaczego w "my" to jednak nie taka "kalyfornia" czy "niujorkas" - rozmowa szła wówczas o muzyce, komponowaniu i biadoleniu nad brakiem dobrych wokalistów i perkusistów na tzw scenie. Dyskurs - chciałoby się powiedzieć (z perspektywy czasu) jałowy. Życie wszystkich zaskoczyło ha ha;-)
Najzabawniejszym fragmentem całej tej paplaniny było obrazowanie sobie kwestii robienia dziar;-) ... i tak wyobrażaliśmy sobie np.: "duma Rzeszów", "załoga Kozanów", "Kazio niszczyciel", "hard core Krzyki" ... - wytatuowane choćby na plecach albo wyćwiczonym brzuszku (by the way jakoś ogólnie tych wyćwiczonych brzuszków to było na palcach jednej ręki...). Zaśmiewaliśmy się długo. Pewne rzeczy i sprawy dalekie są od cienia analogii.
Podobnie rzecz się ma z autostradami w Polsce:-). Taka mnie naszła refleksja dzisiaj rano bo właśnie za kilka godzin ruszę ponownie A4, tym razem w kierunku zachodnim. Spoglądając za okno, pokiwawszy głową nad bezradnością komunikacyjną mojego ukochanego miasta (1,5 godziny "podróży spod Gądowianki do Rynku) pomyślałam, że dzisiejsza jazda będzie dużym wyzwaniem... pod wieloma względami ha ha ha. Mimo wszystko - to jednak nie Route 66 i nie ma co demonizować pewnych spraw. Choć - tak, a i owszem - ostatnie wydarzenia jakie rozegrały się na tej nieszczęsnej trasie - przeczą zdrowemu rozsądkowi (ilość i częstość wypadków oraz ich negatywna spektakularność), to bądźmy dobrej myśli.
Kończąc - zapewne wrócę, a jak nie wrócę to trudno - bywa - jak niektórzy mawiają:-)
Udanego weekendu życzę - każdemu wedle jego ego pragnień (nieszczęśliwie) monadycznych.
ps. Zamiast autostrady "tajemnicza" brama do nigdzie:-)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz