wtorek, 10 lutego 2009
Boli głowa oraz inne kataklizmy dnia powszedniego
Borko, obrazy Balthusa obecnie uznano by za nader kontrowersyjne, ale na szczęście namalował je dawno, a do tego artysta już nie żyje więc... ujdzie jak to bywa. Osobiście - uwielbiam oglądać Balthusa i basta. Z dwóch powodów: koty i dziewczynki (ja jebię, ale to zabrzmiało;-). Koty - bo jestem kociarą mentalną. Dziewczynki - bo ja dokładnie jestem taką niedojrzałą walniętą dziewczynką z książką i kotem jak te u tego dziwnego, ale jakże czarującego malarza. Wprawdzie stara już ze mnie dziewczynka he he, ale jak mi to raz jeden taki po złości powiedział: ty to taka dziewczynka jesteś, a tu trzeba kobietą być. Ano racja. Ktoś musi, ale ja chyba nie odrobiłam tej lekcji, a i "musi to na Rusi, a w Polsce to co tam każdy chce";-) - jakie piękne anarchistyczne powiedzenie, prymitywne i aroganckie:-). To tyle gwoli wyjaśnień. Przejdźmy do spraw bardziej interesujących czyli kotów i zagłady.
Po wczorajszej wizycie TS Eliota ciągle mnie boli głowa. Jak wiadomo ubijanie interesów wiąże się w branży komunikacyjnej z odbijaniem korków od wina (a do tego TS Eliot przywiózł wino z Bukaresztu;-), to jak łatwo można się zorientować ciężko bywa w naszej pracy. Pozostaje nam mieć też uniżone życzenia aby owoce naszych wspólnych interesów ujrzały w końcu światło dnia i przyniosły żniwo mamony. Eh. Ciężkie te ostatnie czasy kryzysowej zarazy. Dość, dzisiaj dzień trudny. Ostatnio u nas w kwestiach prywatnych jest prawie jak w opowiadaniu "Zagłada domu Usherów" (pisałam kiedyś, że to moje ulubione, więc pewnie taki numer mi moje Bóstwo wywinęło i postanowiło przenieść do literaturę na ekran życia). I dlatego coś mi się zdaje, że moja Kocia Księżniczka odejdzie do krainy wiecznych kocich łowów;-((((. Niestety kuracja i leczenie skutku żadnego nie odnoszą, a Koti słabnie z dnia na dzień. Nie bardzo uśmiecha się mi przeżywać jej "śmierć głodową", a oczywista rzecz reszta familii oczekuje ode mnie podjęcia tak sympatycznej decyzji jaką jest ewentualne uśpienie. No cóż, na kogoś potem trzeba wszystko zwalić. Trochę jestem niesprawiedliwa, ale to zapewne wina wina wczorajszego.
Spędziłam z moją kotką świetne lata. Kawał z niej fajnej eleganckiej dziewczynki. Mądra, zgrabna, układna, piękna, o bursztynowych oczach i futerku czarnym podbitym czekoladowym brązem, w dotyku aksamitnym oraz o łapce, której stąpanie po ziemi ani innych brudnych powierzchniach nie pokalało. Cokolwiek się stanie będzie to strata niepowetowana. Bu.
I dla mojego kota wyszukałam ten obrazek made by Balthus:
a gdybym mogła stać się postacią z komiksu i żyć w nim razem z Koti, to chciałabym abyśmy wyglądały dokładnie tak:
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz