piątek, 6 lutego 2009

Nibylandia bez creme brule


Borko nie odebrałam od Ciebie telefonu bo Kocia Księżniczka zachorowała i ma powiększoną nerkę dlatego ten tydzień mi się trochę rozjechał i nie bardzo jakoś na rozmowy chciało mi się dobrej energii znaleźć. Sporo w tym tygodniu dobrych rzeczy, ale też i głupio ponuro kryzysowych, więc jeszcze nie wypowiem się wieszczo o perspektywach gospodarczych polskiego rynku, ale może kurwa Tarota postawię to będzie coś wiadomo. Ostatnio jak słucham, czytam relacje ekonomistów i bilansistów to zastanawiam się czy naprawdę trzeba wypasione studia ekonomiczne kończyć aby popierdalać takie bzdury. Nevermind. Dziś dla odmiany podpisałyśmy zlecenie z firmą, w której pracują same ciacha i co najpiękniejsze mają tą boską cechę myślenia w kategoriach zero-jedynkowych, i tak myślę sobie: nie zapeszać, nie zapeszać. Ale ze złej strony: nasz dobry "zielony" zleceniodawca zawiesza projekty i to mnie dear trochę martwi - kłamię, bardzo mnie martwi. Ale może to tak ma być, cube przesuwa się - zmienia charakter naszego położenia - i wymaga odnalezienia się w nowych "realiach". Co dalej droga Filipinko? Co dalej?
I ogólnie jest mi kurwa dzisiaj źle, zimno, oraz nawet zakupy nie cieszą. Zupełnie nie wiem dlaczego zamiast creme brule ciągle dostaję zwykły budyń, a "kelner życia" bezczelnie się przy tym uśmiecha i wciska mi, że tak ma być.
Za tydzień będę chodzić po "Izerskich" a potem czas na "piekiełko" w Krakowie, dobrze, że choć w końcu ruszymy w trasę.
I'm only waiting for the proper time to tell you
That it's impossible to get along with you
It's hard to look you in the face when we are talking
So it helps to have a mirror in the room.


bu.

Brak komentarzy:

Powered By Blogger