środa, 11 marca 2009
Estetyka i wina
Borko droga, właśnie zastanawiam się jak przekazać Księżniczce Graficzce uwagi o jej projektach, które właśnie otrzymałyśmy od naszych szanownych kontrahentów. Tiaaa. W grupie licznych, tak prześwietnie żrących rynkowo kursów w stylu: jak najlepiej zarządzać, jak być asertywnym, jak konstruować idealny biznes plan, jak zwalniać w sposób pozytywny, jak wykorzystywać cycki w nawiązywaniu relacji handlowych... (to już poleciałam:-) - odczuwam gorącą potrzebę konsumencką przebycia kursu pt.: w jaki sposób przekazywać negatywne i aroganckie oceny pracy swoim współpracownikom bez narażania się na pobicie i histerię. Jak wiadomo z Księżniczkami należy się liczyć i całować w rąbek sukni. Inna sprawa: wszystkie te kursy są o kant tyłka do rozwalenia, a jedyną ich wartością jest to, że są i się sprzedają i w związku z tym ktoś może czerpać z tego korzyść majątkową czyli po prostu żyć za to. Żadna praca wszak nie hańbi, a jako osoba, która musiała przełknąć kiedyś taką sugestię: kto nie pracuje, ten nie je - wiem co mówię i czasy "gestów Jakubowskiej" chyba już nie wrócą (choć rzucanie pracy o 1 nad ranem w jednej redakcji wspominam czasem z łezką w oku;-). Nevermind(e). Nie o księżniczkach to wpis, ani o mojej pracy. Co innego mnie w tym wszystkim frapuje. Gust a la złoty szpros i lśniące szkło w stalowej oprawie. Bu. Zadziwiające, że kiedy wychodzą z naszej manufaktury projekty fajne, z których jesteśmy zadowolone, nie-banalne, nie-naśladujące (i inne ohy i ahy) - wszystko jest do kitu. Właściwym miernikiem rynkowej estetyki jest nasza niechęć - im mniej zadowolone jesteśmy z projektu tym większe szanse są na jego szybką akceptację. W zasadzie jest to spór nierozstrzygalny - bo wszak nie będziemy na siłę zmuszać kogoś aby nagle przerzucił się z przysłowiowego złotego szprosa i drapowanych firan na oszczędny i grający trójwymiarem przestrzeni design. Zresztą czy to ważne? Przypomina mi się jak to Mo poszła ubiegłej jesieni przymierzać he he sztuczne futerka do tzw. "pasażu grunwaldzkiego". W jednym butiku najpierw szarpała wyeksponowane futerka, w których stwierdziła "wyglądała jak rodząca niedźwiedzica", więc je odłożyła mimo zdziwienia ekspedientek, następnie podbiegła do niej pani, która stwierdziła: "mam dla pani coś naprawdę świetnego!" i wytaszczyła jej radośnie ostro fioletowe kuse futereczko. Mo ubrała włochate giezło i powiedziała: "no nieee, to za krzykliwy kolor i krój", pani w odpowiedzi wzruszyła tylko ramionami i zawołała z rozpaczą: "ale to się wszystkim podoba!!!". A skoro się wszystkim podoba to stul pysk i noś... nawet jeśli będziesz wtedy podobna bardziej do tłustej końskiej muchy niż do apetycznej dojrzałej śliwki;-)))) Wielkie szczęście być czasem demode he he.
ps. butelka wina jest na przykład szalenie estetycznym przedmiotem, zwłaszcza pełna. Najgorzej, że dochodzę do takich wniosków zawsze w chwilach, kiedy przebywam na porządnej drodze życia i pracy:-)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz